poniedziałek, 28 grudnia 2015

Sylwester ? Przed telewizorem...

Święta, święta i po świętach...




Teraz czas na sylwestrowe rozrywki. Tłumy czekają na rozpoczęcie karnawału, a w szczególności na tę jedną noc w roku. 31 grudnia tysiące ludzi wybiorą się na masowe imprezy - koncerty lub bale. Inni - ci mniej towarzyscy - zostaną w domowym zaciszu by świętować nadejście nowego roku wraz z największymi gwiazdami na ekranie telewizora. A przecież tak wiele tracą...
Ci bardziej energiczni i wybierający się na bal staną przed wieloma możliwościami towarzyskimi.
Najpierw staranne przygotowania - toż to czysta przyjemność - buszowanie w poszukiwaniu stroju na ten niezwykły wieczór (czytaj: kilka godzin, podczas których przyciasna kreacja będzie wrzynać się w przeróżne możliwe miejsca). Znalezienie odpowiedniego przyjęcia lub koncertu to wybór niezmiernie trudny, gdyż wśród wielu ofert należy wybrać tę jedną właściwą. Kupienie ewentualnych wejściówek to pestka. Podczas gdy udział w darmowych imprezach masowych jest przeznaczony dla tych bardziej ambitnych i nieustraszonych.
Ale tak czy inaczej, to świetna zabawa! W przypadku wydarzenia na wolnym powietrzu podstawę stanowi ubiór - odpowiednio ciepły i wygodny. Warto też zaopatrzyć się w stylowe dodatki takie jak, migające czapki i czułki a'la Pszczółka Maja, gdyż dodadzą nam one uroku gdybyśmy przypadkiem znaleźli się w ujęciu obiektywu.
I zaraz po tym jak dojedziemy na miejsce - co przecież nie sprawi nam trudności w Sylwestra, kiedy na drogach takie pustki - możemy rozglądać się za atrakcyjną miejscówką. Powinna być możliwie blisko sceny lub telebimu. W końcu wypadałoby zobaczyć jaką kreację założy prowadząca. Teraz czekamy...
W żadnym wypadku nie możemy opuścić naszego terytorium, gdyż grozi to przejęciem bezpiecznego stanowiska przez konkurencyjnych biesiadników.
Wreszcie po kilku(nastu) godzinach oczekiwań - show rozpoczyna się. Teraz można wymachiwać rękami w takt muzyki, poskakać, pomachać do kamery (a nuż będę w Polsacie) i bawić się dobrze wśród kilku tysięcy nieznanych nam ludzi, którzy robią dokładnie to samo. Czeka nas kilka godzin idealnej zabawy na jednej z największych imprez sylwestrowych w kraju.
Rzecz komplikuje się nieco, gdy chcemy skorzystać z toalety. Ale co tam! Może stojąc w kolejce będziemy mieli telebim w zasięgu wzroku? Ostatecznie może spotkamy kogoś ciekawego...
Koniec końców, rzecz jest dość prosta: musimy tylko grzecznie przepchnąć się między kilkunastoma tysiącami ogłuszonych muzyką osób, a gdy już dotrzemy do kolejki czeka nas czterdziestominutowy czas, który możemy twórczo wykorzystać. Na refleksję nad minionym rokiem, na wyznaczenie sobie celu na kolejny roczek lub na rozmowy kręcące się głównie wokół kolejki i narzekania (subtelnego) na organizację.
Wytrawny imprezowicz nie da sobie jednak popsuć humoru sprawą tak trywialną jak czekanie w kolejce do ubikacji.
Będzie się bawić do końca, nawet jeśli przywita Nowy Rok w toalecie...

Ci, co zostali przed telewizorem, nie wiedzą co stracili...
Mimo wszystko jednak, chyba zrezygnuję z tych atrakcji...













sobota, 26 grudnia 2015

Klasyka da się lubić?

   Każdy z nas na każdym kroku słyszy zdanie w stylu: "Nie czytałeś tej książki? Toż to klasyka! Jak możesz jej nie znać?" . Tak samo wygląda sytuacja w przypadku rozmowy o filmach czy muzyce. I jak wtedy wybrnąć z sytuacji? A może dany typ literatury/filmu/muzyki nie należy do naszych ulubionych?
Wtedy można wspomnieć o innym dziele zasługującym na miano klasyki. Ale najpierw trzeba je znać...
   Powszechna opinia zakłada, że wszystko co kwalifikuje się jako "klasyk" musi być nudne i trudne.
Nic dziwnego skoro większość tak zwanej klasyki poznajemy na lekcjach polskiego. Istnieją jednak dzieła, które pomimo iż nie są najnowsze,  znalazły dla siebie miejsce w kulturze masowej. Wniosek? Są dość przystępne dla szerszej grupy widzów. A cóż szkodzi, zapoznać się bliżej z twórczością Tolkiena, którym fascynują się tłumy? A wszystko za sprawą licznych filmów. Podobał Ci się film? Sięgnij po książkę. Bo wbrew powszechnej opinii Tolkien to nie "zwykły bajkopisarz", to klasyk gatunku fantasy.
W końcu nie każdy  bajkopisarz potrafiłby zaprojektować świat elfów, hobbitów i krasnoludów opracowany w najmniejszych szczegółach.
   Cokolwiek lubisz : fantastykę, powieści grozy, romanse, obyczajówki czy opowieści przygodowe - znajdziesz coś będącego sztandarowym przykładem tego gatunku.
A potem też możesz powiedzieć: "Nie czytałeś ? Musisz to nadrobić."



                               




            
 Klasyka fantastyki
                                                      




                                                        Klasyka literatury grozy
                                                        






 Klasyka powieści (literatura angielska)


       






                                                           Klasykę da się lubić !

środa, 23 grudnia 2015

"Listy do M. 2"

Kontynuacja  filmowego hitu już od listopada gościła na ekranach kin. Wyzwania reżyserii podjął się Maciej Dejczer.
Najbardziej znani polscy aktorzy komediowi po raz kolejny wzięli udział w produkcji. Wśród nich Tomasz Karolak, Katarzyna Zielińska, Maciej Stuhr, Agnieszka Dygant, Roma Gąsiorowska, Piotr Adamczyk.
Bohaterowie  przygotowują się do świąt Bożego Narodzenia, a widzowie śledzą ich perypetie miłosne.
Warto wspomnieć, że obok znanych nam z pierwszej części postaci pojawiają się nowe i nietuzinkowe (wcielili się w nie m. in. Małgorzata Kożuchowska, Maciej Zakościelny, Marta Żmuda-Trzebiatowska, Magdalena Lamparska). Ich obecność sprawia, że film zyskuje nowe zabawne wątki (np. wątek z owcą w centrum handlowym). Akcja rozgrywa się cztery lata po wydarzeniach przedstawionych w pierwszej części, więc dowiadujemy się jak potoczyły się losy postaci.

Małżeństwo Lisieckich przeszło rozwód, Karina odniosła pisarski sukces. Kazik poznaje swojego ojca i spędza z nim dzień. Tosia próbuje przekonać matkę do poddania się terapii, gdyż kobieta nie chce już walczyć z ciężką chorobą.

Film jest godną kontynuacją poprzedniej części. Lekki humor i dobra gra aktorska to tylko część sukcesu.
Nie można pominąć wspaniałej muzyki, która idealnie oddawała świąteczny klimat i wprowadzała w przyjemny nastrój.


Produkcja ta jest dowodem na to, że polskie filmy też odnoszą sukces i możemy być dumni z komedii, bo w niczym nie ustępują amerykańskim odpowiednikom. Polecam każdemu wielbicielowi komedii (szczególnie tych w klimacie świątecznym), gdyż historia ta dostarcza nam okazję zarówno do śmiechu jak i wzruszeń.



sobota, 19 grudnia 2015

"Hamlet" z Benedictem Cumberbatchem/"Hamlet" with Benedict Cumberbatch

     


          "Hamlet" Shakespear'a - jedno z czołowych dzieł wszech czasów zdobywa kolejnych fanów... A wszystko przez Benedicta Cumberbatcha - odtwórcę roli  słynnego detektywa w bijącym rekordy popularności serialu "Sherlock".  Prawie czterogodzinny spektakl jest transmitowany do kin prosto z Barbican Theatre w Londynie.
           Aktor wcielił się w rolę duńskiego księcia w nowej inscenizacji dramatu w reżyserii Lyndsey Turner.
Odtwórca głównej roli spisał się świetnie. Autentycznie przedstawił postać uwikłaną w rodzinne (a także polityczne) gierki. Także pozostali artyści wykazali się ogromnym talentem, nadali postaciom niepowtarzalny wyraz. Każdy  bohaterów był inny, w pewien sposób zwyczajny. Tak, że moglibyśmy go spotkać na jednej z londyńskich (a raczej duńskich) ulic. Dużą sympatię wzbudziła nawet postać grabarza, który przyzwyczajony do śmierci  beztrosko rzucał ludzką czaszką i opowiadał żarty, na które widownia reagowała śmiechem.
         Historia Hamleta, choć tak dobrze znana, została przedstawiona w dość nowatorski sposób. Na pierwszy rzut oka zauważalne było  unowocześnienie pewnych elementów. Hamlet w bluzie z kapturem i adidasach, król w elegancko skrojonym garniturze i Ofelia dzierżąca w dłoni aparat fotograficzny. Te subtelne wstawki nadały tragedii zupełnie inny charakter.

"Hamlet" is one of the most famous dramas in the history and it is getting more and more popular nowadays... The main reason of its success is the main role played by Benedict Cumberbatch. He is famous for his role in the series "Sherlock". He plays the most successful detective!
The performance lasts almost four hours but it is not boring. It is broadcasted directly from the Barbican Theatre in London.
Actor played the role of the dutch prince in the new version of drama which was directed by Lyndsey Turner. He is great and authentic in this play. He shows the feeling of character coping with family problems.
All of people playing are amazing and true that we could meet them on the streets!
Gravedigger is my favourite character although it wasn't played by Cumberbatch. :)
The man plays jokes all the time and is quite amusing.
The story of Hamlet, even if we know it well, was shown in a different way. There were some modern elements like Ophelia's camera or smart suit of the king.
  


          Kolejnym elementem, który robił olbrzymie wrażenie były dekoracje. Ogromne i bogate. Wnętrza zamku zostały ukazane bardzo szczegółowo i składały się z  licznych pomieszczeń, które nadawały głębi przestrzennej. Zupełnie jakby były wrotami do duńskiego kraju, a nie makietami. O ile stroje bohaterów uległy uwspółcześnieniu, to scenografia pozostała wierna tradycyjnym pierwowzorom. Nie sposób także zapomnieć o efektach specjalnych. Moment w którym do zamku zewsząd wpada pył, musiał być niewątpliwie trudny do zrealizowania, choćby ze względów technicznych.

Next thing which is important for me is decoration. There were a lot of wonderful and detailed props.
Interior of the castle was presented in an amazing way. The stage must be large!
The costumes of charahters were modern but the rest remained like previously. We can not forget about special effects which were very impressing. The moment in which there was a lot of ash in the air is unforgettable. It must have been really difficult because of the organisation.





Oprawa muzyczna stanowiła swoiste przejścia pomiędzy kolejnymi scenami i wpasowana była w klimat przedstawienia.

Music was also really good. It made me more "into drama" and was very suitable.


         Ta inscenizacja zmieniła mój sposób patrzenia na dzieło Shakespear'a i sprawiła, że polubiłam tragedię, którą wcześniej trudno było mi zrozumieć. Spektakl polecam wszystkim, wielbicielom Shakespear'a/Benedicta Cumberbatcha oraz tym , którzy nie przekonali się jeszcze do tego ponadczasowego utworu. Do kina powinni udać się szczególnie ci drudzy, bo możliwe, że zmieni to ich podejście i nastawienie do klasyki powszechnie uważanej za trudną, nudną i oklepaną.

This performance had a great influance on my thinking about "Hamlet". Now I really love it! Previously I regarded this story as difficult to understand and quite boring. I recommen it to all Shakespaer - lovers and to all people who do not like it. Maybe it will change your opinion.





sobota, 12 grudnia 2015

Disco polo, czyli kontrowersja na arenie kulturalnej

         Disco polo - tak popularny w dzisiejszych czasach typ muzyki - stanowi jedną z największych "kontrowersji" współczesnej kultury i wzbudza skrajne emocje.
Rzecz ma się następująco: jedni twierdzą, że to rozrywka dla prostaków, synonim braku dobrego smaku oraz "wieśniackich imprez w remizach". Inni otwarcie przyznają (i chwała im za to), że słuchają, a nawet przepadają za tą pogardzaną przez wielu muzyką.
Nie da się ukryć, że utwory tego gatunku są skonstruowane bardzo prosto i tak na prawdę składają się z powtarzanych w kółko kilku fraz. Nie da się też ukryć faktu, iż większość teledysków to historyjki o:
a) dziewczynie z blokowiska i dresiarzu, który śpiewa, bo liczy na to, że zwróci uwagę niewiasty
b) facecie, który śpiewa bo właśnie stracił wcześniej zdobyte zainteresowanie niewiasty
c) parze, która właśnie przeżywa najpiękniejsze chwile, tańcząc wokół samochodu (najlepiej jeśli w tle jest blok) lub ewentualnie nim jadąc.
Powyższe stwierdzenia, to tylko przykłady najczęstszych zarzutów wobec disco polo.
Pragnę jednak zauważyć, że wiele hitów (takich jak np. "Jesteś szalona" ) przeszło do historii i jest już określanych mianem klasyki. Dodatkowo jest to dobra rozrywka dla wszystkich i nawet jeśli ktoś twierdzi, że nie zniża się do poziomu "plebsu" zachwycającego się tymi płytkimi tekstami, to i tak zna starsze oraz nowe kawałki (ciekawe skąd?).
I po co ta hipokryzja? Czy udawanie, że gardzimy disco polo i nigdy go nie słuchamy coś nam daje?
No, chyba, że rzeczywiście wolicie poważniejszą muzykę. W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć wam dobrej zabawy w gronie znajomych podrygujących do Chopina.




Chyba, że wolicie Beethovena...





















poniedziałek, 7 grudnia 2015

Kevin sam w domu, czyli święta już blisko...

               Lampki, czekoladowe Mikołaje i "Last Christmas" dobijające się do Twojej świadomości podczas porannej drogi do pracy? Odblaskowe stroje Świętego Mikołaja, promocje krzyczące PRZYGOTUJ SIĘ DO ŚWIĄT, reklamy telewizyjne nieróżniące się od tych sprzed roku? Tak, to ten przedświąteczny czas...
 Nie oszukujmy się, ma to swój urok. I nawet jeśli niektórzy zarzucają tym "tradycjom" posmak kiczu, a pogodzie za oknem daleko do tej ze świątecznych pocztówek, to i tak co roku dajemy się wciągnąć w tę specjalną atmosferę i z niecierpliwością czekamy na świąteczne dni, kolędy, pasterkę i prezenty. Co poniektórzy nawet zabierają się za planowanie prac przedświątecznych i z radością poszukują prezentów dla najbliższych. Niektórzy myją nawet okna by nowe lampki świąteczne były widoczne na ulicy. Tak działa ta przedświąteczna atmosfera.
Czekamy nawet na Kevina, którym niektórzy już tak znudzeni, że po reklamie ogłaszającej triumfalnie "W tym roku ZNOWU wyemitujemy film familijny o uroczym chłopcu" mają ochotę walić głową w ścianę, podczas gdy inni (w tym ja) cieszą się na Kevina, mimo iż zdają sobie sprawę, że tak na prawdę to mogą go obejrzeć w każdym momencie, bo wujek Google pomoże.
Kicz czy tradycje, bez których nie wyobrażamy sobie Świąt Bożego Narodzenia?
Nawet jeśli narzekamy na te przedwczesne oznaki świąt w listopadzie, to grudzień ma to do siebie, że zaczynamy "dawać się" reklamom i razem z tłumami innych konsumentów czekamy przed otwarciem supermarketu na "te nowe superpiżamki", no bo w końcu coś musimy kupić dla najbliższych...






















wtorek, 1 grudnia 2015

Typowa Polska, czyli komedie z życia wzięte

Z pewnością każdy z nas ma taki film, do którego lubi wracać, więc to robi i będzie robił tak długo jak to tylko możliwe. Dla jednych będzie to "Kevin..." (swoją drogą już w ubiegły piątek jedna ze stacji telewizyjnych znowu wyemitowała tą pocieszną komedię), inni skłaniać się będą ku nieśmiertelnym klasykom, takim jak "Przeminęło z wiatrem" .
Ale jestem prawie pewna, że jest jakaś polska produkcja, która na stałe zagościła w Waszym sercu...
Dla mnie są to głównie komedie, ale te starsze z okresu PRL-u. Nic nie ma większego uroku od "Alternatywy 4" , "Misia" czy "Bruneta wieczorową porą".
Nie ważne ile razy widziałam i tak zobaczę, gdy będzie ku temu okazja.
Polskie produkcje komediowe (szczególnie te, o których wspomniałam) mają to do siebie, że tylko Polacy potrafią je zrozumieć. Dla nas był to sposób na oderwanie się od szarej rzeczywistości i wykrzywienie jej do granic absurdu, co tak właściwie uczyniły już same realia do tego stopnia, że scenariusz komediowy pisało życie. Dla tych, którzy nie przeżyli takiej samej historii, będzie to po prostu słaba komedia, a może nawet dramat o tym jak to niczego nie ma na półkach.
Warto wspomnieć, że mimo upływu lat filmy te nadal są popularne zarówno wśród młodszej, jak i starszej publiczności.
W końcu w czasach PRL-u nakręcenie dobrej produkcji stanowił niemałe  wyzwanie, dlatego sami aktorzy często dostarczali rekwizyty ze swoich własnych domów (i lodówek) .






To jaka jest Wasza ulubiona komedia?

poniedziałek, 30 listopada 2015

Zwykli a jednak wyjątkowi - Borejkowie (recenzja powieści Małgorzaty Musierowicz)

Czy znacie Borejków? Borejków, którzy żyją sobie na poznańskim osiedlu Jeżyce i każdą wolną chwilę spędzają z nosem w książce? Ta z pozoru zwyczajna rodzina, stworzona przez Małgorzatę Musierowicz, jest stale obecna w naszej wyobraźni.
Pierwszy tom z serii ukazał się w 1977 roku. Od tamtego czasu w życiu czytelników pojawiła się  rodzina, która z każdym kolejnym tomem rozrasta się. Bohaterowie starzeją się razem z nami. Niezależnie od wieku każdy czytelnik znajdzie przedstawiciela swojego pokolenia.
Zastanawialiście się kiedyś na czym polega fenomen serii, która opowiada o codziennym życiu i zabawnych perypetiach bohaterów? Przecież oni są "tacy zwykli"...
I może właśnie to jest głównym powodem sukcesu autorki - przedstawia postacie podobne do czytelników. Zwyczajna rodzina ze zwyczajnymi problemami budząca sympatię odbiorcy.
 W listopadzie 2015 roku miała miejsce premiera najnowszej części sagi o Borejkach.
"Feblik" - bo taki tajemniczy tytuł nosi książka - to już dwudziesty pierwszy tom. Warto pochylić się nad znaczeniem tytułu - w trakcie czytania dowiadujemy się, że "feblik" to inaczej słabostka, skłonność do czegoś .
Powieść opowiada o perypetiach miłosnych (i nie tylko) Ignacego Grzegorza. Tło jak zwykle stanowią wydarzenia rodzinne i panorama Poznania przedstawiona za pomocą plastycznych opisów. Borejkowie wyjeżdżają na wieś by schronić się przed miejskim chaosem. Rodzinne gniazdko przechodzi remont.
A nałogowi bibliofile czytają...
Część tę pochłonęłam w krótkim czasie (a ściślej mówiąc w trzy dni, bo święta spędzałam głównie z rodziną przy stole) i znów czuję niedosyt borejkowej beztroski. Język autorki jest lekki i przyjemny. Sprawia to, że książki są nie tylko ciekawe, ale także stanowią miłą odskocznię od utworów napisanych trudnym językiem.
Niezmiennie dziwi mnie fakt, iż pomimo spokojnie toczącej się akcji, która nie różni się zbyt wiele od życia czytelników, historia jest tak ciekawa, że oderwanie się od niej jest niezwykle trudne.
Co jest tym magnesem przyciągającym nas do rodziny z Poznania?
To chyba to ich "zwyczajne życie", które sprawia, że możemy się z nimi utożsamiać. To odkrywanie podobieństw pomiędzy nami a naszym ulubionym bohaterem. To możliwość czytania tych samych książek, których tytuły pojawiają się w powieściach.To wartości, które są dla nas i dla Borejków wspólne. Jednym słowem - mamy z nimi więcej wspólnego niż z kolejnym Johnem lub inną Jessicą, którzy mieszkając w willi z basenem przeżywają katusze musząc wybrać- Mercedes czy Ferrari?
Właśnie te cechy serii powodują, że jest ona bardziej interesująca niż wiele nowych bestsellerów, które prócz prezentowania przemocy i innych kontrowersyjnych tematów, nie wnoszą nic do naszego szarego życia.
Małgorzata Musierowicz jest i będzie moją mistrzynią powieści obyczajowych. Jej lekki język i barwni  bohaterowie już od wielu lat są obecni w moim kanonie "literatury ulubionej", który ma wpływ na moje postrzeganie innych książek. I generalnie ma na mnie ogromny wpływ, bo czy w innym wypadku, podczas zwiedzania Poznania szukałabym na planie ulicy Roosevelta zamiast kolejnego pomnika ofiar wojny? (Tak, znajomi mieli niezły ubaw słysząc, że chcę zobaczyć te miejsca, w których nieistniejący bohaterowie mieszkali lub spędzali czas... ).
Cieszę się, że już wiem co nowego zdarzyło się w rodzinie Borejków. Ale żałuję, że teraz nastąpi nieuchronna przerwa i wciąż czekam z niecierpliwością na kolejny tom.
Polecam bez dwóch zdań wszystkim wielbicielom pisarki oraz tym, którzy nie mieli jeszcze do czynienia z jej twórczością.

wtorek, 24 listopada 2015

Pretty Little Liars - co o tym sądzę... Pretty Little Liars - my opinion


Pewnie każdy z Was przynajmniej raz słyszał nazwę "Słodkie kłamstewka". Jeśli jednak nie, to już tłumaczę... To jeden z najbardziej popularnych seriali dla młodzieży produkcji amerykańskiej. Nastolatki oszalały na jego punkcie. Ja też przechodzę przez etap PLL. Ale czy ci z Was, którzy oglądają serial też mają momenty, w których nie potrafią znieść niektórych dziwnych zachowań bohaterów?
Tu wytykam te zachowania, które potrafią mnie zirytować:

1. Bohaterki zawsze wyglądają perfekcyjnie: makijaż, strój itd. Kto zmagając się z takim problemem jak uciekanie przed tajemniczym prześladowcą ma czas by pomalować paznokcie na wszystkie kolory tęczy? I kto rusza "ratować świat" w tak wysokich szpilkach? Przez to serial traci na autentyczności.


I am sure that all of you have heard at least one time about series called "Pretty Little Liars". If not, I explain you... This is one of the most popular series dedicated to teenagers. They went crazy with this film. I am also keen on it. But if you watch this film, do you notice some ways of strange behaviour of the people ?
Here I want to point out the most surprising things:

1. Immacullate make up. Do you know any person who looks like this while coping with such serious problems? Who wears high heels while going after criminals? And who paints nails in all colours?
That is the most unsuitable thing and it doesn't help.



2. Głupota bohaterek czasami mnie przerasta, ale pewnie gdyby zachowywały się racjonalnie to serial skończyłby się na pierwszym sezonie... Moment największej głupoty to ten, w którym Emily zostaje zamknięta w szopie z samochodem, którego silnik jest włączony. Zamiast po prostu wyłączyć silnik, dziewczyna próbuje się wydostać z zamknięcia waląc w drzwi nogami i rękami...

Stupid behaviour of girls makes me furious at times. But if they had acted different ways, the film would have ended after first season. The most stupid scene is when Emily is held in a garage with a car and its engine working. While doesn't she simply switch it off?


3. Spencer jest prawdziwym geniuszem, ale ma tyle czasu na pogoń za A, przecież powinna siedzieć z nosem w książkach! Owszem panna Hastings jest tą, która jest widywana najczęściej podczas nauki, ale biorąc pod uwagę ogrom jej wiedzy to niemożliwe żeby miała tak wiele wolnego czasu.

Spencer is a true genius, but she still has enough time to look for A. She should spend her time learning insead of carrying out  crime investigation. Well, she is the one who is often seen learning, but it is impossible to be so well educated while spending time on investigation. Don't you think?










4. Poranna kawa  miejscowej kafejce przed szkołą? Kto ma na to czas?

Morning coffee in a local cafe? Who has time for it?

5. Stroje szkolne, w których w szkole nie powinny się pokazywać.
Mimo iż styl bohaterek jest świetny, to niektóre stroje nie nadają się do szkoły czy wyjście na miasto. Nie wspominam o wyruszaniu na jakąś "arcyważną akcję" w szpilkach, które uniemożliwiają śledzenie kogokolwiek... Czy ci wszyscy śledzeni przez dziewczyny ludzie mieli problemy ze słuchem?

Outfits which shouldn't be worn at school.
Although their sense of style is great, some of their outfits are not appropriate for school. And there is one more thing, why did they wear high heels while shadowing suspects? Now I am thinking that suspects were deaf.








Lubisz czytać? Jeśli tak to co...

Mówi się, że czytelnictwo upada w dobie komputerów. Większość z nas woli spędzić swój wolny czas po pracy czy szkole odpoczywając przed telewizorem/komputerem. Nie lubimy czytać dzieł trudnych i skomplikowanych, ale dlaczego nie chcemy sięgnąć po coś , co zapewni nam rozrywkę... Kryminał, lekka powieść młodzieżowa czy obyczajowa - wszystko to może się sprawdzić lepiej niż niejeden serial.
Wielu czytelników dumnie obnosi się z tomikami wierszy  i spogląda z góry na wszystkich tych, którzy zadowaląją się "jakimś tam" kryminałem. Będąc szczerą, uważam, że kryminał może być lepszy i bardziej rozwijający niż niejeden wiersz lub inna "ambitniejsza" powieść. Dlaczego? Sprawa jest prosta: kryminał musi być napisany dokładnie według wcześniej ustalonego planu. Bo przecież nie możemy zmienić koncepcji w połowie procesu tworzenia. Mimo iż czytanie tego typu powieści  jest niewątpliwie lekkie i przyjemne to napisanie czegoś co zaskoczy czytelnika wymaga niemałego wysiłku. Autor od początku wie kto będzie winny, jednak nie może tego pokazać od razu. Uchyla rąbka tajemnicy na tyle by historia była logiczna, dlatego nie może sobie pozwolić na nagłe decyzje zmian fabuły (generalnie uczy logicznego myślenia). Inaczej rzecz ma się w romansach i innych często uważanych za lepsze dziełach literackich, w których nagła zmiana może być uzasadniona jakąś górnolotną myślą lub po prostu jeszcze jednym romansem.
Może warto byłoby docenić gatunki uważane powszechnie za mało ambitne, bo tworzenie tych "czytadeł" kosztuje pisarzy bardzo wiele...


poniedziałek, 23 listopada 2015

"Łowcy okazji czy ofiary konsumpcyjnego stylu życia?"



                           Ludzie są podatni na działanie reklamy. To fakt dla nas oczywisty. Zdarza się jednak, że nasze zachowanie będące odpowiedzią na spoty reklamowe, jest co najmniej dziwaczne. Oglądając w telewizji programy o Amerykanach – zagorzałych fanach promocji i wyprzedaży - często wybuchamy śmiechem i okazujemy swoje zdziwienie wobec tak emocjonalnego, a czasem wręcz agresywnego podejścia do zakupów. Nie potrafimy dostrzec, iż takie zachowanie jest popularne także w Polsce. Dobrym przykładem może być tłum oczekujący na otwarcie supermarketu „Lidl” w nadziei na „upolowanie” jak największej ilości produktów w niskich cenach i cechujących się, jak nas przekonywała miła pani w telewizji, niezwykłą jakością.
                          Takie zachowanie nie byłoby dziwne, gdyby nie konieczność obserwowania sklepu przez policję… Tak, to nie jest scena z amerykańskiego filmu komediowego. To „szara polska rzeczywistość”. Tłum zaspanych z rana obywateli oczekuje na otwarcie drzwi. Wreszcie pracownik sklepu wpuszcza tłum do środka. Wtedy do głosu dochodzi tak zwany „instynkt stadny”. Ludzie wsypują się do środka i zaczyna się rywalizacja. Kobiety wyrywają sobie torebki, a czasem kupują nawet kilka egzemplarzy z zamiarem sprzedania ich na internetowej aukcji.
                          Kiedy wieczorem jakiś źle poinformowany obywatel wchodzi do sklepu z zamiarem kupna firmowego produktu, nie spodziewa się, że nie zastanie już żadnego egzemplarza. Przecież to dopiero pierwszy dzień, w którym produkt jest dostępny… - myśli nieświadomy niczego klient. Tak właśnie wygląda polskie „polowanie na okazje”. Czasem może warto się zastanowić nad sensem tej pogoni za sprawami materialnymi i pomyśleć o tym, co naprawdę jest w życiu ważne.



niedziela, 22 listopada 2015

Musical „Linie 1” GRIPS Theater



                 Musical pod tytułem „Linie 1” (nazwa pochodzi od jednej z berlińskich linii  metra) jest jednym z najbardziej znanych niemieckich przedstawień. Po raz pierwszy wystawiony został w 1986 roku w berlińskim GRIPS Theater.  Muzykę stworzył Birger Heymann , autorem tekstu jest Volker Ludwig. Wyzwania reżyserii podjął się Wolfgang Kolneder. W 1988 w związku z dużym sukcesem spektaklu powstała także wersja filmowa widowiska.
                 Akcja toczy się w Berlinie Zachodnim jeszcze przed zjednoczeniem Niemiec. Dziewczyna z małego miasteczka przyjeżdża do Berlina w poszukiwaniu swojego narzeczonego i poznaje realia życia w wielkim mieście. Podróżuje metrem i spotyka ciekawych, choć nie zawsze skorych do rozmowy, ludzi o różnorodnych osobowościach.  Podczas gdy główna bohaterka usilnie poszukuje ukochanego, na jej drodze staje tajemniczy mężczyzna w kapeluszu…
                 Przedstawienie ukazuje zachowania społeczne, które mimo upływu lat nadal pozostają aktualne . Aktorzy świetnie nadali swoim postaciom niepowtarzalności, a ich gra sprawiała, że odbiorca mógł poczuć sympatię do niektórych bohaterów. Muzyka, pełniąca znaczącą rolę idealnie wpasowana była w tematykę i nadawała specyficzny  nastrój.
               Warto wspomnieć o tym, że GRIPS Theater jest teatrem nowoczesnym, a więc klasyczna koncepcja przedstawiania sztuki spotyka się tutaj z nowym podejściem do tego rodzaju widowisk. Można było zauważyć swobodną atmosferę, która objawiała się między innymi w mniej formalnych strojach widzów ( z rzadka zobaczyć można było garnitury czy garsonki ) oraz interakcją pomiędzy aktorami a widzami.
             Musical wywarł na mnie duże wrażenie i polecam jego obejrzenie każdemu zainteresowanemu realiami życia w Berlinie jeszcze przed zjednoczeniem Niemiec. Jeśli będziecie w Berlinie nie możecie minąć tego teatru obojętnie. 


Musical "Linie 1"  (the title comes from one of subway lines in Berlin ) is one of the most recognisable  German performaces. It was played in 1986 in Grips Theater in Berlin the first time. Music was created by Birger Heymann and the text was written by Volker Ludwig. Wolfgang Kolneder took a challenge of directing the play. As the performance was a success there was a film version of the play released in 1988.
The story takes place in Berlin before its reunion. Girl from a small town comes to the biggest city in Germany in order to find her boyfriend. She learns about living in a crowded city, uses subway lines and meets many people who do not always want to talk with her. While the main character is looking for her fiance, a mysterious man wearing  a hat appears...
The performance shows the society situations that still exists although it has been a long time since then.
Actors intruduced their characters very authentic and their way of playing makes me able to like some of them. Music was great and suitable for the type of play, it also provides some specific atmosphere.
While talking about this theatre it is important to know that Grips Theater is a modern place.It is not likely to wear smart clothes there. The atmosphere was incredible as actors tried to get some contact with the audience. 
I really recommend it to you. You can not miss it while visiting Berlin.

Dobre bo polskie! Recenzja powieści Zygmunta Miłoszewskiego



                 Pewnie jest wśród nas wielu wielbicieli powieści grozy. Wszyscy znamy Stephena Kinga, ale czy potrafimy docenić polskich twórców? Jeśli nigdy nie słyszeliście o powieściach Zygmunta Miłoszewskiego, zapraszam do przeczytania krótkiej recenzji jego debiutowej książki.
                „Domofon”- bo taki niepozorny tytuł nosi powieść- opowiada o perypetiach mieszkańców warszawskiego bloku. Młode małżeństwo przyjeżdża do stolicy pełne nadziei na lepsze, inne niż dotychczas życie. Ich życzenie nie zostaje jednak spełnione, ponieważ w dzień ich przyjazdu na klatce schodowej ich nowego domu zostaje znaleziona głowa. Głowa, której właściciel próbował wydostać się z jadącej jeszcze windy. Na tym jednak nie kończą się dziwne wydarzenia … Każdy już chyba słyszał o nawiedzonym domach na pustkowiu, ale czy znacie jakąś historię o bloku w środku wielkiego miasta nawiedzonym przez duchy przeszłości?
              Powieść grozy łączy tajemniczą historię z opisem codziennego życia na warszawskim osiedlu. Postacie występujące w opowieści reprezentują zaś tak skrajne osobowości, że całość prezentuje się wyraziście i autentycznie. Autor mistrzowsko opisuje postawy charakterystyczne dla poszczególnych przedstawicieli polskiego społeczeństwa. W powieści nie brakuje dosadnych stwierdzeń, szczerych spostrzeżeń i opinii, które prowokują do przemyśleń na temat współczesnego człowieka i jego zachowania w sytuacji kryzysowej.
             Autor, znany głównie jako twórca cyklu kryminałów z Teodorem Szackim w roli głównej, ma na swoim koncie także „Domofon” – powieść grozy osadzoną w realiach polskiej codzienności. I kto wie, może właśnie to jest cecha dobrego horroru? Osadzenie akcji w nieoczywistym miejscu… Miejscu, które mijam w drodze do szkoły, a może nawet w nim mieszkam. Bo jak kolejna historia o nawiedzonym i opuszczonym dworze ma na nas wywrzeć wrażenie, jeśli jest tak przerysowana, wydumana i nierealna?  Właśnie dlatego jestem przekonana, że warto sięgnąć po  powieść grozy w polskim wydaniu.